14.8.08

O języku subiektywnie...

O gwarze poznańskiej subiektywnie, czyli jak się mówi u mnie w rodzinie:
- ryczka - tłumaczenie mały taboret wydaje mi się nieadekwatne, moja babcia posiada prawdziwą, rasową ryczkę, obfcę i pokazę
- iść na szagę - iść na ukos (czyli jak sobie wyobrazimy np. trójkąt prostokątny, to tak jakby iść po boku "c" ;) )
- odbić bilet - niedawno się dowiedziałam, że to poznańskie; reszta świata podobno "kasuje bilet"
- nadusić guzik, np. wchodząc do tramwaju - reszta świata podobno "naciska"
- szneka - drożdżówka
- tej - nierzetłumaczalne ;)
- sztynder - trzepak
- gymyla - śmieci
- tytka - papierowa torba
- klamoty - mogą być kamienie albo rzeczy jakieś bliżej nieokreślone
- kończenie zdań używając "nie?" np. "Idziemy dzisiaj do kina, nie?" - znaczy tyle co "Idziemy dzisiaj do kina, prawda?"
- pyry - nie trzeba tłumaczyć ;)
- skibka chleba - reeszta świata mówi "kromka chleba"
- kromka - piętka od chleba
- won - delikatnie tłumacząc: powiedzieć komuś, żeby sobie poszedł
- kazdy w Poznaniu wie, co to Reisefieber, ale jak się okazało w Nowym Tomyślu juz nie wiedzą ;)- zdenerwowanie przed podrózą, zywcem wzięte z niemieciego
-u mnie od dziecka się mówiło np. "To nie jest tak ajfach" pisząc fonetycznie, bo poprawnie powinno być einfach, czyli znowu zywcem z niemca - "to nie jest takie proste"
Poznanianki, jakieś propozycje? Sama jestem ciekawa... Ale tego, czego naprawdę uzywacie, bo niektóre słowa, o których istnieniu wiem (np. bana na pociag czy bimba na tramwaj) wyszły z użycia... Tak mi się przynajmniej zdaje...
Izuss na gościnnych występach:
wuchta - niektórzy tłumaczą jako "dużo". guzik z pętelką - bo wuchta to więcej niż dużo. wuchta to wuchta i tyle.
wiara - czyli ludzie
giry - czyli nóżki :)
szkieły - czyli policjanci. i szkiełownia - czyli ich domek
chęchy - czyli krzaki
klara - czyli słońce
gibie - o deszczu - jak pada że hej! (moja babcia mówi wtegy "Ale gisówa" ;) - przyp. Królewna)
laczki - czyli obuwie domowe inaczej kapcie ;)
ligać się - czyli ślizgać
szukano, strzelano i gonito - czyli na całym świecie: zabawa w chowanego, zabawa w wojnę i berek :)
ABSOLUTNY HICIOR: mieć z deklem i mieć z gorem
Dzięki, Iza :*
EDIT 16.08
Bamber - pierwotnie przybysz z Bambergu, dziś określenie kogoś, kto się nie umie stosownie ubrać, zachować; można się oburzyć, gdy ktoś nas tak przezwie
z winkla - pod kątem

39 komentarzy:

  1. moje osobiste ulubione i w notorycznym użyciu to:
    wuchta - niektórzy tłumaczą jako "dużo". guzik z pętelką - bo wuchta to więcej niż dużo. wuchta to wuchta i tyle.
    wiara - czyli ludzie
    giry - czyli nóżki :) dzisiaj mnie strasznie bolą
    szkieły - czyli policjanci. i szkiełownia - czyli ich domek
    chęchy - czyli krzaki
    klara - czyli słońce
    gibie - o deszczu - jak pada że hej!
    laczki - czyli obuwie domowe inaczej kapcie ;)
    ligać się - czyli ślizgać
    no i M. ulubione ;):
    szukano, strzelano i gonito - czyli na całym świecie: zabawa w chowanego, zabawa w wojnę i berek :)


    więcej póki co nie pamiętam, ale jak sobie przypomnę to dopiszę z pewnością

    a, i ja jeszcze - prócz naduszania światła i odbijania biletu "ubieram" buty - to podobno też nasze

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki, Iza!! Jak mogłam zapomnieć?! wkleję do posta jako Twój gościnny występ, ok?

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyznam, że niektóre słowa często słyszałam w swojej rodzinie - naduszać, skibka, klamoty, laczki, ale są takie które czytam pierwszy raz i bardzo mi się podobają :))
    szkieły, tytka, tej

    Super wątek i myślę, że się rozwinie, bo dużo poznanianek jest bloggerkami.

    OdpowiedzUsuń
  4. a, jeszcze mi się przypomniało mieć z deklem i mieć z gorem

    a co to bimby i bany - my nadal praktykujemy :D

    i oczywiście, że możesz :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja też ubieram buty!
    Dziękuję dziewczyny, cudne to było. Nauczyłam się już na pamięć. A czy jest tam u Was "sznytka" na "kanapkę"?
    Jak się zbiorę, to skrobnę coś o tutejszych, czy może raczej tych u mnie w rodzinie wyrażeniach, bo podobno my to najbardziej literacką polszczyzną na świecie mówimy (prof. Miodek tak mówił, ja tam nie wiem...):) Macham mocno, S.

    OdpowiedzUsuń
  6. sznytki znam,ale nie wiem czy to tutejsze :(
    Muszę przyznać, ze to niezła zabawa, tylko mi się to wszystko wydaje tak naturalne, że potrzeba kogoś z zewnątrz, żeby się zdziwił - wtedy wiadomo, że to tutejsze :)

    OdpowiedzUsuń
  7. sznyta, sznytka - of kors, że nasze

    to jest skibka pojedyńcza

    ale jest jeszcze "klapsztula" - tak na kanapki podwójne mawia mój kolega z fabryki

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja jestem element napływowy, ale już się nie dziwię. Dziwiłam się, jak przyjechałam do Poznania na studia i przeczytałam "tu dusić" pod dzwonkiem a ktoś w autobusie prosił mnie żebym odbiła bilet (w pierwszej chwili nie wiedziałam czego chce ode mnie). Najgorsze dla mnie było jednak nagminne używanie przez poznaniaków wykrzyknika "tej" i nadal mnie ono drażni, nie wiem czemu... Z Maciejem zawsze się przedrzeźniam i kiedy prosi mnie o skibkę chleba, daję mu piętkę, dupkę czy jak tam zwał te końcówki :))) To były pierwsze gwarowe wyrażenia, jakie usłyszałam i zapamiętałam. Potem poznałam jeszcze plendze, sznyty z glancem i wreszcie szaber :)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja znam szaber tylko jako to, co ludzie robili zaraz po wojnie na terenach, skąd wysiedlono Niemców - czyli po prostu jako kradzież... to to, kopciuszku?
    A, jeszcze mi się przypomniało coś - chlabra :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Szaber to według mojego słownika przywłaszczenie sobie (kradzież) rzeczy porzuconych, najczęściej w czasie wojny właśnie.

    OdpowiedzUsuń
  11. aha, sznyta to chyba drożdżówka

    OdpowiedzUsuń
  12. drożdżówka to szneka :) a szntyka to kanapka po prostu :)

    OdpowiedzUsuń
  13. eee, szaber to każde przywłaszczenie - nie tylko wojenne

    na szabry się idzie np do sąsiada jak ma dobre wiśnie :)

    OdpowiedzUsuń
  14. A widzisz jak mnie mój ślubny zrobił w bambuko z tą drożdżówką, już ja mu wypomnę :)))

    OdpowiedzUsuń
  15. Czy poznańska gwara to jakieś poniemieckie naleciałości? Bo niektóre z tych słów takie mają niemieckie brzmienie...
    A zapytanie "nie?" zamiast "prawda?" to chyba w całej Polsce jest, ja tak mówiałam. A buty ja zakładam jednak :)
    Chęchy mi się podobają i szkieły też ;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Kopciuszku - tak, jest masa niemieckich naleciałości. Z "nie" to mi kiedyś ktoś zwrócił uwagę, że to takie tutejsze... Niemcy kończą pytania często "..., oder?" co znaczy pierwotnie "albo" ale tutaj ma taką funkcję jak nasze "nie".
    Przypomniało mi się jeszcze trochę, edytuję post.

    OdpowiedzUsuń
  17. Wiele z tych słów używa się powszechnie, w każdym razie ja od zawsze się nimi posługiwałam i otoczenie mnie rozumiało.
    u mnie się mawiało - "iść szagom" - i to jest chyba rusycyzm
    nie wiem jak tam smalec ze szmalcem i szlafrok z podomką
    laczki chyba ogólnie znane, giry też
    z naduszania śmiałam się okrutnie lat naście temu kiedy "wchodziły" PC-ty i w jakiejś instrukcji było "naduś enter" :D
    klamoty - też znam od zawsze
    won - to chyba też w całej Polsce znane i "powojenne"
    wiara - już w piosenkach harcerskich śpiewane - "stoi wiara w ordynku szczęśliwa..."
    ligam się notorycznie na oblodzonych chodnikach no i uwielbiam sklepik na winklu :D
    w Poznaniu byłam pierwszy raz w zeszłym roku a moja rodzina to raczej Mazowsze.
    Gagu

    OdpowiedzUsuń
  18. Wpływy niemieckie są chyba oczywiste w Poznaniu, z reszta nie jest to przypadkiem ( rozbiory), że Poznań postrzegany jest jako porządny, zorganizowany, czysty, wschód - porosyjski - biedny, niechlujny, zacofany, brudny.
    Oczywiście w obecnych czasach te różnice sie zacierają, ale jeszcze teraz wieś Wielkopolska to zupełnie inna bajka niż wieś spod wschodniej granicy.
    Gagu

    OdpowiedzUsuń
  19. Gagu - to prawda co piszesz, ze wiele słów z gwary poznańskiej jest już w powszechnym, ogólnopolskim użyciu. taka migracja gwar wynika m.in. z tego, że ludzie teraz znacznie częściej się przemieszczają niż jeszcze 50 lat temu - i nie chodzi mi tu o podróże, ale raczej o migrację stałą - śluby z osobami z innych regionów - bo np. wyjeżdzamy na studia do innego miasta i poznajemy kogoś z jeszcze innego miejsca. Różnica polega m.in. na tym, że w innych regionach te słowa są znane, ale tu są w powszechnym, codziennym użytku. Ja np nigdy nie powiem - oczywiście poza sytuacjami oficjalnymi typu praca - że idę do miasta ze znajomymi - idę z wiarą i tyle ;)
    Co do winkla to on akurat nie jest z gwary poznańskiej tylko ze śląskiej i warszawskiej właśnie http://pl.wikipedia.org/wiki/Winkiel_(gwara_obozowa)

    OdpowiedzUsuń
  20. A "laczki" nie wydają się mi być powszechnie znane. Co do "szabru" - u Izuss1 chodzi się do sąsiada "na szabry", u nas "na szaber" - bardzo znane, używane, zwłaszcza w mojej ogrodowej dzielnicy... ciekawe, że dotyczy to chyba tylko drzew owocowych, marchewkę już się wyraźnie "kradnie".

    OdpowiedzUsuń
  21. Ooo, ale fajny temat! Kilku z nich i u mnie się używa (Mazury) - klamoty (chociaż częściej manele, bambetle albo po prostu graty), wiara, ubieranie butów, ale ta reszta, choć słyszana już kiedyś z ust wielkopolskich znajomych to jednak dla mnie egzotyka :) Tak samo mam jak pomieszkuję na Pomorzu - tam na zwykłą temperówkę mówią ostrzynka (nijak nie mogłam zrozumieć o co mnie koleżanka prosiła, gdy zażyczyła sobie ostrzynkę :D), na torbę mówią siatka i zawsze jest u nich beka (tej beki to szczerze nie cierpię, nie przechodzi mi przez usta :D - oni kręcą bekę, a ja jednak mam ubaw bądź coś w tym guście) - ciekawe te regionalizmy :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Aha, ja się w Poznaniu pierwszy raz spotkałam z określeniem "obkład" na wszystko to, co na kanapki można położyć.

    OdpowiedzUsuń
  23. http://pl.wiktionary.org/wiki/Indeks:Polski_-_Regionalizmy_poznańskie

    :)

    OdpowiedzUsuń
  24. Uaaaa... normalnie wróciłaś mi dzieciństwo tym postem :D I aż sobie komentarz u Ciebie zostawię.
    Ryczka była ulubionym siedzonkiem moim i siostry, o który się u babci kłóciłyśmy. Pyry z gziką i kluchy na łachu (o, chyba tego nie ma ;) - drożdżowe kluski/bułki gotowane na parze - coś a la knedliki czeskie ) są stale w naszym domowym menu :)

    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
  25. drożdzowe kluski to po prostu poznańskie pyzy :) (jak się na Wschodzie kraju poprosi o pyzy, to się dostaje coś na słodko z czymś w środku - blee.....)Mniam! Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  26. no to jeszcze sztender - jesli nie było, płat - czyli szmata, i węborek, czyli wiadro :) Sklep- czyli piwnica (pewnei od sklepienia...), wyro - czyli łóżko, i eee leberka? top znaczy wątrobianka :) ale to słowo mi się nie podoba ;)

    OdpowiedzUsuń
  27. wiecie, ja wszystko zniosę, ale "tej" nie trawię :( to jest silniejsze ode mnie :P

    OdpowiedzUsuń
  28. ale się uśmiałam przy tym poście! :D :D :D choć dużo rzeczy się powtarza u nas, ale to może kwestia tego, że gdańsk też jest poniemiecki...

    OdpowiedzUsuń
  29. no i jeszcze cmiki czyli papieroski:)

    OdpowiedzUsuń
  30. pener / penerstwo - tez typowo poznanskie, nie? zawsze mam problem z przetlumaczeniem tego slowa nie poznaniakom, bo w sumie nie oznacza to tylko chuligana; ma glebsze znaczenie, trudne czasami do opisania innymi slowami.

    OdpowiedzUsuń
  31. Tak, zdecydowanie głębsze... Pener określa całokształt, styl życia ;) Nie pracuje, pije, siedzi pod bramą, włóczy się po Wildzie/Jeżycach/Łazarzu i innych dzielnicach i chuliganić może też...

    OdpowiedzUsuń
  32. Oj, chyba zostanę czytelnikiem tego bloga. W Poznaniu przelotnie, 5 lat tam studiowałem. Ale już dziadek pochodzi z Poznania, a jego przodkowie z Krzyżownik i Kiekrza.

    Czy "zrobić w ciula" albo "ale kefa", "jubel" to nie poznańskie. A "sklep" zamiast "piwnica"?

    Słyszałem jeszcze o podpoznańskich kluskach z surowych ziemniaków, tzw. "szagówkach".

    OdpowiedzUsuń
  33. Zrobić w ciula - jak najbardziej :D, kefy nie znam, jubel oczywiście, piwnica jednak to piwnica, żaden sklep ;) A te kluski to się szare kluski nazywają po prostu, nie dam głowy, że to szagówki.

    OdpowiedzUsuń
  34. ...fajna jest Polska, dbajmy o te słowa, ja Krakus który pomieszkiwał w Wawie i cudowne jest to ze nikt poza Mazowszem nie wie co to wacha a np. tylko mieszkancy Krakowa wiedza co to piszyngier lub nakastlik nie mówiac o chodzeniu na pole, obecnie mieszkam w Poznaniu i z wielka radoscia słucham te " tej, łetam, łetej nie mówiac o tytkach w sklepie

    OdpowiedzUsuń
  35. Ja też uwielbiam te regionalne smaczki ;) Dlatego przestałam starać się używać języka, którego "wypada", tylko koleżance w Opolu powiedziałam, żeby mi odbiła bilet ;)

    OdpowiedzUsuń
  36. "szagówki" to kluski-kopytka, tak się na nie mówi przynajmniej w południowej wielkoplsce. Są cięte z na ukos, więc jakby "na szagę" :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  37. Szagówki to tak naprawdę kopytka, bo są cięte po skosie czyli na szagę :)

    OdpowiedzUsuń
  38. Bywam często w Wolsztynie, tam to jest skarbnica poznańskiej gwary, i tak gaska to uliczka od niemieckiego Gasse, pener tez fukcjonuje w niemieckim i znaczy to samo co w rosyjskim i warszawskim żul, żulik. szokiem dla mnie było okreslenie pul, np pokazac pula, Puller to po niemiecku członek i w Wolsztynie znaczy dokładnie to samo. Klamoty w niem. Klamoten dotyczy tylko ubrań. W kuchni poznanskiej wytepuja tzw. zimne nóżki czyli mięso w galarecie jest to niedokładne tłumaczenie niem. słowa Eisbein - lodowa noga i dotyczy to golonki ale gotowanej tylko

    OdpowiedzUsuń

Moderacja komentarzy jest włączona, by uniknąć linków do podejrzanych stron oraz by żaden komentarz nie umknął mojej uwadze :)